Betowała CeS.
__________
— Hej kochanie. — Alexander złapał w pasie
swoją narzeczoną i przyciągnął do siebie, delikatnie całując w usta. —
Tęskniłem — mruknął jej do ucha.
— Ja też — odparła Natasza z cichym
śmiechem.
— Co chciałabyś dzisiaj robić?
— Chciałabym, żebyś mi opowiedział o swoim
dzieciństwie — odpowiedziała Białorusinka, lekko się w niego wtulając.
— O dzieciństwie? — Zapytał zdziwiony i niechętnie
pokiwał głową. — Sa... Dobrze, niech będzie. Ale to nie jest zbyt wesoła
opowieść — westchnął, siadając na kanapie i sadzając ją sobie na kolanach.
— Moje pierwsze wspomnienie to...
— Nie zachowujcie
się jak dziewczynki! — Wysoki, potężny mężczyzna stał nad dwójką swoich wnucząt,
nieudolnie próbujących opanować sztukę walki mieczem.
— Jestem dziewczynką!
— krzyknęła kilkuletnia blondynka, ze złością patrząc na dziadka.
— Dziewczynka też
powinna umieć się bronić — odparował Skandynawia, nie wiedząc już jakiego
argumentu użyć na wnuczce. — Reszta już sobie radzi...
— Reszta jest od
nas starsza. — Chłopczyk podniósł się z ziemi, lecz ledwo stał na nogach. —
Jesteśmy za mali na walkę.
— Będziecie za
mali to was podbiją. I zabiją. — Złapał oboje dzieci za kołnierze i podniósł
do góry. — Musicie dorosnąć. W trybie przyśpieszonym — warknął i puścił
ich, aby ci boleśnie spadli na ziemię. — Ćwiczyć! — Dodał na odchodne.
— Nieciekawie — przyznała Białoruś,
spoglądając na narzeczonego. Chłopak przytaknął.
— Najgorsze było jednak pierwsze morderstwo...
Dwoje siedmiolatków siedziało skulone pod drzewem.
— Ty idź — szepnął
chłopiec w stronę siostry. Dziewczyna niechętnie wstała i skierowała
się ku obozowi wroga. W ręku miała tylko sztylet. Stawiała niepewne kroki,
uważając, aby nie wydać żadnego dźwięku. Strażnicy spali. Miała tylko podciąć
gardło ich szefowi i przeciąć liny krępujące dzieciaki z wioski.
Nigdy wcześniej nie musiała zabijać. Zawsze się o tym mówiło, nigdy nie
robiło. Pochyliła się nad śpiącym mężczyzną i zamknęła oczy.
Chwile później do uszu Alexandra doszedł dźwięk. Obóz
zaczął się budzić. Chwycił za łuk i pobiegł w kierunku zamieszania. W ostatniej
chwili zastrzelił z łuku opryszka, którego obudził agonalny krzyk ich
przywódcy. Camilla bezwiednie klęczała we krwi, ze łzami w oczach
spoglądając na zwłoki, które jeszcze chwilę temu były żywym człowiekiem. Wyjęła
sztylet z krtani mężczyzny i obracała go w palcach. Jej brat też
zabił po raz pierwszy, ale nie wywołało to w nim emocji. Wyciągnął nóż i rozerwał
liny krępujące dzieci. Objął siostrę ramieniem i wyprowadził z obozu,
zanim obudziła się reszta...
— Długo nie doszła do siebie. Była... Nie,
jest cholernie wrażliwa.
Alexander szybko rozejrzał się po okolicy. Wydawało się
czysto, ale jako ledwie kilkunastolatek nie mógł być jeszcze pewny siebie.
Położył palec na ustach i dał znać siostrze, żeby szła za nim. Nadepnął na
gałąź. — Cholera — wymamrotał, a strzała świsnęła nad jego głową. Camilla
popchnęła go, cudem ratując przed kolejną.
— Kusza — szepnęła.
— Nie ładują zbyt szybko — dodała, niemrawo starając się zdjąć z pleców
łuk.
— Nie dasz rady
strzelić. Zabiją cię, jak tylko wstaniesz. — Brat złapał ją za nadgarstek, ale
to jej nie powstrzymało, szybko naciągnęła strzałę, wypuszczając ją prawie na
oślep, zdradzając tym samym ich pozycję. Niepewnie wstała, wypuszczając kolejną
strzałę. Tym razem trafiła, nie zdążyła jednak uniknąć kolejnego pocisku
kusznika, który zaraz po wypuszczeniu bełtu padł martwy w leśny mech.
— Uciekamy — warknęła
do brata i pociągnęła go między drzewa. Biegli dłuższy czas, zanim
zdecydowali się zatrzymać. Dopiero wtedy zdecydowali się opatrzyć jej ranę. Alexander
z największą delikatnością wyjął bełt. Camilla syknęła pod nosem i odebrała
od niego strzałę. — Zatruta — wymamrotała. Powoli zaczynała tracić
przytomność...
— I co dalej?
— A co miało być? Magia. Znałem już wtedy
najprostsze zaklęcia lecznice. Nie zmienia to jednak faktu, że Camilla nas
uratowała i zapłaciła za to cierpieniem. Byliśmy jeszcze dziećmi...
Stali tyłem do siebie, otoczeni przez grupę Duńczyków.
Umieli już na szczęście utrzymać miecze, chociaż do dorosłości fizycznej było
im daleko.
— Mikkel to
tchórz. Zwykły człowiek nie jest w stanie zabić kraju. Skoro tak mu
zależy, powinien sam przyjść, a nie — warknął Alexander, zerkając przez
ramię na siostrę. Przytaknęła, w jednej chwili przechylając miecz i blokując
cios przeciwnika. Bez wcześniejszego sygnału bliźnięta zatopiły się w wir
walki, walcząc z dwudziestką uzbrojonych przeciwników.
— Alex! — krzyknęła
dziewczyna, gdy jeden z mężczyzn zamachnął się na jej brata toporem.
Chłopak zdążył się odsunąć, jednocześnie wbijając swój miecz w podbrzusze
przeciwnika.
Chwilę później bliźnięta stały na polanie pełnej trupów.
Dziewczyna objęła brata, bez uczuć patrząc na zwłoki. — Kto od miecza wojuje,
od miecza zginie — zakpiła i uśmiechnęła się. — Chodźmy stąd, niech się
rozłożą...
— Stąd brak uczuć — dodał Alexander,
podsumowując swoją opowieść. — Zwłaszcza u Camilli. Ona nigdy nie wybacza i nie
waha się chwycić za broń.
— A ty?
— Ja też... chociaż ty mnie zmieniasz — zaśmiał
się, delikatnie całując Nataszę.
— Zapomnij o tym — oznajmiła wstając. — Zapytałam
cię o dzieciństwo, bo wiedziałam, że cię ono męczy. A teraz chodź. — Złapała
go za rękę i pociągnęła w stronę sypialni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz