____________________
W pomieszczeniu
panował półmrok. Ciężkie zasłony odcinały dostęp światła, jakby popołudniowe
słońce mogło zdradzić jakiś ważny sekret. Mieszkaniec domu uchylił rąbek
materiału. Powoli zaczynał mieć dość czekania. Nerwowo zerkał to na ulicę — to
na zegarek. Goście się spóźniali.
— Psia krew — wymamrotał pod nosem. — Takie
umawianie się z tymi szujami. Nawet godziny nie umieją zapamiętać! — Sekundy,
minuty, godziny...
Powoli zaczął zapadać
zmrok. Chłopak był niemal pewny, że już się nie pojawią. Opadł zdenerwowany na
kanapę i leżał, wpatrując się w sufit.
Pukanie do drzwi. Ciche, niemal niedosłyszalne.
Poderwał się i szybko
otworzył drzwi, wpuszczając dwie postacie w mundurach. Kobieta wygładziła
strój i spojrzała na niego obojętnie.
— Wybacz nam spóźnienie...
— ...Sprawy wojenne — dokończył jej bliźniak.
— Braaaciszkuuu! — Ze schodów zbiegła na
oko nastoletnia dziewczyna, rzucając się swojemu bratu na szyje. Usilnie chciała
coś powiedzieć, ale mężczyzna położył jej palec na ustach, aby milczała.
Goście pokręcili
głowami z dezaprobatą, a ten tylko odsunął siostrę bez cienia emocji.
— Siostro, przygotuj naszym gościom ciepłe
napoje. Będziemy w głównym salonie — mruknął, opuszczając hol. Dziewczyna
skinęła głową i bez słowa odeszła w stronę kuchni, po drodze
pochylając się, aby pogłaskać dumnie kroczącego przy jej nodze kota. Gdy weszła
do pokoju z napojami, goście wraz z jej bratem pochylali się nad
stertą notatek. Dziewczyna usiadła na fotelu, starając się cokolwiek zrozumieć
z ich rozmowy, jednak na marne. Usadowiła się wygodniej, czekając, aż sami
zechcą jej cokolwiek powiedzieć. Jednocześnie próbowała cokolwiek wyłapać
z ich skomplikowanej rozmowy.
— Kogo mam się pozbyć z waszych żyć? — Spytała,
gdy usłyszała coś w rodzaju "i wtedy należy go wyeliminować".
Przyjrzała się gościom z większym niż wcześniej zainteresowaniem. Tego
typu sformułowania zawsze budziły w niej ciekawość.
— Mogłabyś się nie wtrącać? — Zapytał jej brat
z nieukrywanym poirytowaniem.
— Uspokój się. To i tak jej zadanie... — Przybyły
mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
— Przepraszam braciszku... — Spojrzała na
brata ze skruchą, szybko jednak z fascynacją przerzuciła spojrzenie
na gość. — A więc, słucham. Co to za zadanie?
— Pozbycie się... Ameryki.
— Ameryki? — Dziewczyna uniosła brwi odrobinę
zdziwiona.
— Tak... — Kobieta siedząca na kanapie
podsunęła jej plik kartek. Dziewczyna przejrzała je szybko i kiwnęła
potakująco głową na znak zgody.
— Wtajemniczysz nas w szczegóły?
— Nie — odparła szybko. — Im mniej osób
je zna, tym lepiej.
— Zabij go szybko. Sprawia problemy — mruknął
mężczyzna, upijając łyk herbaty.
— Może... Może lepiej żeby go nie zabijała — zaczęła
jego siostra, na co wszyscy pozostali zwrócili w jej stronę zdziwione
spojrzenia. — Może lepiej byłoby go tylko wymęczyć. Zastraszyć — dodała,
a mężczyzna przytaknął.
— Nie zabijaj go. Zastrasz. Byle skutecznie.
— Rozumiem. Nikt nie może się o tym
dowiedzieć. — Uśmiechnęła się z błyskiem w oku i pogłaskała
siedzącego obok niej kota.
— Nie. Ja mówię poważnie. TYLKO zastraszyć.
— Rozumiem, nie macie z tym nic wspólnego
— zaśmiała się.
— Siostro... — Brat spojrzał na nią z przyganą.
— Rozumiem. Bez śladów.
— Czy ty możesz nas słuchać? — Mężczyzna wstał
i nerwowo uderzył pięścią w stół.
— Rozumiem, mają nie skojarzyć motywu. — Ponownie
się uśmiechnęła.
— Naprawdę masz go nie zabijać — warknął brat
dziewczyny. Ta momentalnie posmutniała i spojrzała na niego.
— Zrozumiałam za pierwszym razem. Nie
potrafisz się bawić — odparła, wstając i wychodząc z pokoju.
Goście jeszcze
pozostali chcąc omówić dokładnie plany z jej bratem, chociaż ona i tak
zamierzała postąpić po swojemu. Poszła do swojego pokoju i wzięła w ręce
misia.
— To co, Różowe Zwłoki? Zapowiada się ciekawa
zabawa, nie sądzisz? — Zaśmiała się i podeszła do tarczy po drugiej
stronie pokoju. Przyczepiła do niej karteczkę z napisem "Alfred F.
Jones" i siadając z powrotem na łóżku, zaczęła rzucać lotkami. — Ameryka,
Ameryka... — Zachichotała.
~ Nie działaj zbyt impulsywnie. — Usłyszała
głos nagany i spojrzała na swojego kota. Rzeczywiście, zwierzak patrzył na
nią z wyrzutem i lizał się po łapce.
— Koniec tematu — warknęła. — Ta misja to moja
szansa! Dawno nie miałam żadnego zlecania. A jak już to wszystkie banalne.
~ No, skoro tak mówisz...
— Tak. A teraz lepiej mi powiedz, czy
będzie kolejna seria Mirai Nikki.
~ Skąd mam to wiedzieć? — Zwierzę przekrzywiło
łepek. — Jestem kotem, a nie twórcą z Japonii.
— A co z Safią? Sądzisz, że będzie
z Syriuszem?
~ CeS też nie jestem...
— Głupi futrzak z ciebie. Nic nie
wiesz...
~ Wiem, ile kosztują rybki na najbliższym
targowisku. — Kot oblizał się po pyszczku. Dziewczyna złapała misia i rzuciła
w niego.
~ Mogłabyś łaskawie mną nie rzucać? — Miś spojrzał
na nią z rozpaczą. — Nie jestem zabawką!
— Jesteś. A jak sądzisz kocie...
~ Nic nie sądzę. Głodny jestem.
— To złap sobie szczura! Nie jestem twoją
matką!
~ Ale właścicielką. Daj mi jeść, kobieto!
— Nie. — Wstała z łóżka i skierowała
się do łazienki. Postawiła kotu miskę wody. — Zadowól się tym.
~ Nawet mleka nie łaska? — Mruknął z oburzeniem
ale wypił wodę.
— Cicho, cicho... — Odparła i podeszła do
toaletki. Przejechała ręką po pozytywce...
Odkąd pamięta zawsze stała
Na toaletce obok lustra
Zanuciła i rzuciła
zaklęcie na pozytywkę.
W białych baletkach wychylona
W powietrzu uniesiona nóżka
Pozytywka otworzyła
się, w powietrzu rozległa się cicha melodia a figura zaczęła
wykonywać ruchy z piosenki.
Nudziła się wśród bibelotów
Kurz wyłapując w suknie złotą
Miało się wrażenie,
że cały pokój pokryła warstwa kurzu. Dziewczyna nucąc wyjęła z szafy
pidżamę z logiem batmana i kręcąc się w kółko zaczęła się
przebierać.
I tylko z dołu perski dywan
Czasem jej puszczał perskie oko.
Uśmiechnęła się w stronę
dywany, który zdawał się jej odpowiadać tym samym.
Laleczka z saskiej porcelany
Twarz miała bladą jak pergamin
Nie miała taty ani mamy
I nie tęskniła ani, ani.
Podśpiewując, wzięła
kota na ręce i głaskała po główce. Zwierzak zdawał się zmęczony jej
zachowaniem i wyrażał szczerą chęć ucieczki. Kończąc refren odłożyła kota
i zabrała się za rozczesanie włosów.
Aż dnia pewnego na komodzie
prześliczny książę nagle stanął
Kapelusz miał w zastygłej dłoni
I piękny uśmiech z porcelany
Koło figurki pojawił
się książę i zaczął tańczyć z dziewczynką z pozytywki.
A w niej zabiło małe serce
Co nie jest taką prostą sprawą
I śniła, że dla niego tańczy
A on ukradkiem bije brawo
Dziewczyna
zachichotała, wesoło podskakując na łóżku.
Laleczka z saskiej porcelany
Twarz miała bladą jak pergamin
Nie miała taty ani mamy
I nie tęskniła ani, ani.
Tym razem wzięła na
ręce misia i chwile go tuliła, a następnie odłożyła na parapet.
Jej siostrą była dumna waza
A bratem zabytkowy lichtarz
Laleczka z saskiej porcelany
Maleńka śliczna pozytywka.
Śpiewając wpatrywała
się w pozytywkę, dokładnie ukazującą piosenkę.
Lecz jakże kruche bywa szczęście
W nietrwałym świecie z porcelany
Złośliwy wiatr zatrzasnął okno
I książę rozbił się "na amen"
Przejechała palcem po
szybie.. Nie lubiła tego fragmentu piosenki...
I znowu stoi obok lustra
Na toaletce całkiem sama
I tylko jedna mała kropla
Spłynęła w dół po porcelanie
Łza zakręciła jej się
w oku. Ponownie wzięła kota na ręce.
Laleczka z saskiej porcelany
Twarz miała bladą jak pergamin
Nie miała taty ani mamy
I nie tęskniła ani,ani.
Jej siostrą była dumna waza
A bratem zabytkowy lichtarz
Laleczka z saskiej porcelany
Maleńka smutna pozytywka.
Z westchnieniem
rzuciła się na łóżko. I gasząc światło nakryła kołdrą.
— Podoba mi się w domu braciszka... Ale
chciałabym móc się kiedyś zakochać... — Zamknęła oczy, a kot zdawał się
westchnąć z przyganą dla zachowania właścicielki.